Dziś znów pojechaliśmy do Krakowa, ale nie zostaliśmy w szpitalu. Wszyscy razem wróciliśmy do hostelu. Zawsze to jeden dzień mniej na oddziale.
Z samego rana Grześ miał robiony rezonans miednicy. Wyniki jutro; i jak tu się nie bać?
Mieliśmy też zacząć przyjmować chemię podtrzymującą, ale oczywiście znów jakieś przeszkody. Chemia nie została dowieziona na czas...
Mają ją dowieźć jutro, a i tak jesteśmy już opóźnieni z jej przyjmowaniem.
To nie koniec atrakcji. W środę Grześ ma mieć robioną scyntygrafię, która ma pokazać w jakim stopniu dotychczas przyjmowana chemia uszkodziła nerki.
A teraz niespodzianka!!
Dzięki nauczycielce polskiego (i jej męża), która wszystko zorganizowała - Grześ brał udział w zlocie harleyowców! Początkowo miało ich symbolicznie przyjechać dwóch, ale ostatecznie przyjechało kilkunastu; wjechali na sygnałach, w tych swoich charakterystycznych strojach. Grześ mógł sobie wybrać sprzęt którym chce jechać, a było w czym wybierać - trójkołowce, ścigacze itd. A później go wozili, gdzie tylko chciał.
Może niebawem uda się wrzucić jakieś zdjęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz