Przez cały okres leczenia Oddział Hematologiczno-Onkologiczny Szpitala Dziecięcego w Krakowie jest dla Grzesia drugim domem.
Ze względu na swoją specyfikę jest to oddział zamknięty.
Za jego drzwiami jest inny świat. Świat przepełniony bólem i cierpieniem niewinnych dzieci.
Za tymi drzwiami dla małych pacjentów kończy się beztroskie życie, stają one w obliczu bardzo ciężkich chorób nowotworowych. Ich świat jest oderwany od rzeczywistości. Dziecko które raz tam trafi musi spędzać tam długie dni i noce, a często przeciąga się ten pobyt na tygodnie i miesiące. Często są to też pobyty na izolatkach z których nawet nie można wyjść na korytarz oddziału; dziecko musi być chronione przed bakteriami, które przy niskich leukocytach są bardzo niebezpieczne i nawet mogą doprowadzić do śmierci. To miejsca, gdzie nawet rodzice muszą siedzieć w maseczkach i fartuchach.
Świat Grzesia to świat oglądany przez szpitalne okna, to życie od chemii do chemii, od badania do badania. Nowotwór zmusił Grzesia do do zrezygnowania ze swoich pasji - majsterkowania i sportu. Dwa dni przed rozpoznaniem wznowy choroby Grzesiu był kapitanem w gminnych rozgrywkach w koszykówkę i siatkówkę.
W tej chwili jego życie nie ma nic wspólnego z życiem przed chorobą. Teraz każdy dzień jest taki sam. 5:30 rano - mierzenie temperatuty, ważenie, pobieranie krwi, badanie lekarskie i nerwowe oczekiwanie na wyniki z morfologii bo to od nich zależy czy chemię lekarze podadzą czy nie, a może uda się wyjść do domu... Dla Grzesia tylko trzy dni przepustki to bardzo dużo, zwłaszcza, gdy mija kolejny tydzień pobytu w szpitalu.
Za drzwiami zabiegówki ciągle słychać płacz dzieci, które mają "punkcję lędźwiową i z biodra" niezbędną do tego, aby lekarze wiedzieli czy choroba nowotworowa się cofa czy postępuje. Choroba wieku nie wybiera; są niemowlęta i starsze dzieci. Razem z nimi tworzymy jedną wielką rodzinę, pomagamy sobie i wspieramy się wzajemnie.
Często od innych ludzi słyszę: "Jesteś silna, ja bym nie dała rady" lub " Jak to robisz? Świetnie sobie radzisz, jesteś uśmiechnięta" Ale tak naprawdę nikt nie wie, co siedzi w moim sercu, ile bólu i żalu, lęku o dziecko, ale to wszystko mogę odreagować tylko w nocy wypłakując się w poduszkę, po to aby właśnie rano, kiedy Grześ mnie potrzebuje być silną i usmiechniętą.
Gdyby ściany "okrąglaka" (tak nazywany jest potocznie oddział ze względu na umieszczenie w okrągłej części szpitala) mogły mówić byłoby słychać tylko płacz, jęk i krzyk. Dopóki człowiek sam się nie zmierzy z tym światem, nie ma pojęcia jak tam jest ciężko...